Wszyscy mamy wszy! Wszyscy, poza Franką, bo ona na szczęście nie ma jeszcze zbyt wiele włosów. Trochę to śmieszne, a nawet trochę straszne.

Jak byliśmy jeszcze w Warszawie, w przedszkolu u Zośki co chwilę pojawiała się powieszona na drzwiach kartka, że „miał miejsce przypadek wszawicy” i prośba, by systematycznie sprawdzać dzieci. Wtedy nam się udało. Teraz mamy razy cztery.

W Indiach to dość popularna przypadłość. Dlatego w każdej aptece do wyboru, do koloru specyfików do zwalczania wszy. Kupiliśmy więc szampony, olejki i przed pójściem spać zaatakowaliśmy! Rano, nie znaleźliśmy co prawda zabitych okazów na pościeli, ale za to musieliśmy się zmierzyć z zabarwionymi na czerwono poduszkami. Tę walkę przegraliśmy. I to wielokrotnie. Nasza pralka nie zna temperatury wyższej niż jakieś 15 stopni. Co widać z resztą nie tylko na (kiedyś) białej pościeli ale i na naszych poplamionych ubraniach … ale dziś nie o tym.

Walka z wszawicą przybrała na sile kolejnego dnia od użycia specyfików, kiedy to rozpoczęła się akcja wyczesywania. Żmudna, nudna, niewygodna dla wszystkich – zarówno dla wyczesującego jak i wyczesywanego. Popularny, gęsty grzebień u nas nie zdał egzaminu. Nieoceniona okazała się szeroka taśma klejąca, do której przyklejaliśmy pojedyncze okazy wyciągane wzdłuż każdego włosa. I tak z uciążliwego wyszukiwania gnid rozpoczęła się dwunastogodzinna „zabawa”. O tyle świetna dla dzieciaków, że ilość oglądanych przy okazji w telewizji bajek nie miała końca.

Nie brzmi dobrze? Eeeeee! Tutaj wszawica, to na szczęście nie tak wstydliwy stygmat jak w Polsce. A sposoby na pozbycie się jej są w sumie proste. Szampon na wszy, olejek na noc, jeden dzień czyszczenia głowy i po kłopocie. Ponoć pomaga jeszcze przygrzanie ich prostownicą, ale zapomnieliśmy spakować 😉 Można oczywiście pójść na skróty i po prostu ściąć włosy. W razie potrzeby wybór należy do Was.

Skąd mamy wszy? To w zasadzie bez znaczenia. Jeździmy pociągami, tuk-tukami, autobusami z fotelami wyściełanymi aksamitnymi zagłówkami pełnymi niespodzianek. Pozwalamy dotykać się ludziom, nasze dzieci bawią się z innymi dziećmi. I nie zamierzamy w tej kwestii nic zmieniać. Poza tym, że teraz profilaktycznie myjemy raz na jakiś czas głowę szamponem na wszy i czasem smarujemy się olejkiem z drzewa herbacianego, którego wszy ponoć nie lubią. I tyle w temacie. Bogatsi o to nowe doświadczenie, za każdym razem gdy zaswędzi któregoś z nas głowa, chwytamy po latarkę i zaczynamy poszukiwania…

I jeszcze jedno … za każdym razem gdy korzystamy z transportu publicznego (niemalże codziennie) wyjątkowo dokładnie przyglądamy się włosom pasażerów siedzących przed nami. Nie wiemy w sumie po co…

5 myśli na temat “No to mamy wszy…

Dodaj komentarz