Życie na wsi ma dla nas zdecydowanie więcej plusów niż minusów. Jednak gdyby poszukać jakiś deficytów związanych z takim rodzajem fukcjonowania, byłaby to z pewnością kultura. W Warszawie, gdzie mieszkamy, czy Kielcach, gdzie średnio raz w miesiącu spędzamy weekendy, dbamy o to, by regularnie śledzić dobre wystawy i znaleźć czas na wizyty w galeriach. Do tych miejsc bez kłopotu dajemy radę chodzić razem z dziećmi. Wyjść do teatru, kina czy na koncert z maluchami jest dużo trudniej, ale nie marudzimy. Raczej radzimy sobie z tym tak jak możemy. Także tutaj.

Pewnego wieczoru, gdy najmłodsza trójka naszej rodziny około godz. 20. poszła spać, my też postanowiliśmy się położyć i włączyć sobie na komputerze film. Z tęsknoty za Londynem padło na „Notting Hill” (tak wiemy, to nie jest kultura :)). Po 20 minutach jedno z nas już spało, drugie ziewając zamykało komputer. Przez cztery kolejne wieczory próbowaliśmy dokończyć oglądanie. Kończyło się podobnie. Od tego momentu minęły już 3 miesiące. W dalszym ciągu mamy jeszcze jakieś 30 minut do końca.

To, z czym nam się udaje i to nienajgorzej, to muzyka. Jednym z naszych zakupów przed wyjazdem był głośnik-tuba. Marzyło nam się spokojne życie z muzyką w tle. No i faktycznie tak żyjemy. Tuba działa niemalże 24h/7. W domu, na plaży, na spacerze. Nawet dzieci mają swoje playlisty i proszą co chwilę o ulubione piosenki. My, nadrabiamy zaległości, przypominamy sobie stare utwory, szukamy nowości. W tej sferze czujemy się kompletnie dopieszczeni. Nasza muza tutaj to mocny rozstrzał. Dzisiaj szło R.E.M., Elton John, Joe Cocker, Billy Joel i Boss, czyli Bruce Spriengsteen. Wieczorem puszczamy dużo jazzu i odkurzamy porządny soul z początku lat 70. Oczywiście raz na kilka dni jest niebieski Miles (to jest płyta stulecia!!! ). Bardzo często włączamy Davida Bowiego, Dire Straits, Queen. W stałym repertuarze jest też Enigmatic Niemena (niewiarygodne, że to Polska 1969 rok). No i inspirowani naszym znajomym Bogdanem Frymorgenem włączamy to, co on poleci, a poleca dobrze. Jego doświadczenie z BBC i jego ucho przynosi perełki muzyki poważnej. Dzieciaki najczęściej żądają (i dostają) Akademię Pana Kleksa, na czele z „Dzikiem” i czasem Natalię Kukulską z okresu grubych okularów.

Zbliżyliśmy się nawet do muzyki na żywo. Pewnego dnia udało nam się załapać na koncert! W stolicy stanu Goa, Panjimie, do którego raz w miesiącu robimy wycieczkę, zupełnie przez przypadek trafiliśmy na Serendipity Arts Festival. Przechodziliśmy akurat parkiem, gdy naszą uwagę przykuły zwisające z drzew kolorowe taśmy, a do uszu dotarło gitarowe brzmienie. Pare kroków dalej zobaczyliśmy ciekawe instalacje, food trucki i scenę. Kupiliśmy więc przepyszną kombuchę, znaleźliśmy świetne miejsca tuż pod sceną i spędziliśmy tak paredziesiąt minut. Dzieciaki szalały i tańczyły, z zaciekawieniem biegały po instalacjach dotyczących dbania o środowisko, m.in budowały zamek z kartonów czy wypisywały wiadomości „dla świata”. Spędzilismy tam naprawdę świetny czas. Nie zdążyliśmy niestety zobaczyć innych festiwalowych atrakcji, bo czas było wracać do naszej wioski. Szkoda, bo Festiwal Serendipity ma sporo do zaoferowania.

Panjim daje nam też kulturalne zaspokojenie na innym polu. Za każdym razem gdy tam jesteśmy, odwiedzamy Centrum sztuki Sunaparanta. Nie dość, że droga do tego miejsca jest wyjątkowo urocza, bo trzeba wspinać się przez pare minut stromymi schodami obok portugalskiego konsulatu, to i sam budynek jest po prostu bardzo ładny. Dzieciaki występują w amfiteatrze, my podziwiamy ich występy łapiąc przy okazji oddech po wspinaczce i trochę cienia. Chwilę później wchodzimy do środka, gdzie znajduje się kilka galerii- pokoi, wypełnionych obrazami, zdjęciami, filmami, rzeźbami czy różnymi instalacjami. Poza tym, że biegamy za Gutkiem w nadziej, ze nie dotknie i nie zniszczy eksponatów, mamy szanse zobaczyć fantastyczną, indyjską sztukę, najczęściej młodych artystów. Nie bez znaczenia jest także mała kawiarenka na patio galerii. Kilka małych stolików, pare wypieków do wyboru, zimne napoje i gorąca kawa zaspokajają wszelkie nasze potrzeby chwili.

Tutaj jest miejsce na rzutką i ciekawą pointe, sęk w tym, że żadna nie przychodzi nam do głowy. Może tylko taka, że w wolnym i niezamąconym ostrą codziennością czasie, warto pokarmić się czymś co jest dobre. I tyle.

Jedna myśl na temat “Niezła sztuka

Dodaj komentarz