Od niespełna pół roku jesteśmy z naszymi dziećmi non stop czyli ni mniej ni więcej 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Przez najbliższe dni też tak będzie. Z taką różnicą, że od kilkudziesięciu godzin żyjemy zamknięci w czterech ścianach niedużego mieszkania. Tak, czasem mamy ich dość. Tak, czasem oni mają nas dość. Tak, czasem marzymy, by choć na chwilę dali nam spokój. I oni czasem marzą dokładnie o tym samym. Mimo to, mamy poczucie, że to fantastyczny czas i naprawdę dobrze nam razem.

Nasz deficyt spędzania czasu wspólnie, jeszcze pare miesięcy temu był ogromny. Oboje pracowaliśmy od rana do późnego popołudnia, a w domu często wisieliśmy na telefonie lub odpisywaliśmy na maile. Zdarzało się, że jedno z nas wracało z pracy nad ranem. Tak czasem trzeba było. Taka jest specyfika zawodu, który wykonujemy. Nasze głowy z pracy nie wychodziły praktycznie nigdy. Mimo to, gdy odbieraliśmy Zochę koło 16 z przedszkola, a Gutka chwilę póżniej ze żłobka, robiliśmy co tylko mogliśmy, by jak najwięcej być i bawić się z naszymi dziećmi. Gdy pojawiła się Franka, w zasadzie niewiele się zmieniło. Nadal oboje pracowaliśmy, bo zależało nam na tym, by się finansowo zabezpieczyć na mający się wkrótce odbyć, półroczny wyjazd. Na szczęście naszej najmłodszej córce było wszystko jedno gdzie śpi, a ponieważ do tej pory jest bardzo radosnym i spokojnym dzieckiem, najważniejsze dla niej było, że mama i mleko są zawsze blisko.

Miesiące spędzone w Indiach dały nam dokładnie to, czego potrzebowaliśmy. Czas razem. Ze wszystkimi swoimi konsekwencjami. To, że polecieliśmy tam samolotem, że przez cały czas było ciepło i że bawiliśmy się na plaży czy basenie, z wakacyjną beztroską miały niewiele wspólnego. Dwie pary rąk i trójka dzieci to jest wyzwanie. Najłatwiej było przez większość czasu z Franką, która najczęściej wisiała na piersiach w nosidle. Zabawa zaczęła się w momencie, gdy nauczyła raczkować. Od tego czasu zaczęło się bieganie po domu za małym, ciekawym wszystkiego, człowiekiem. Zośka i Gutek mają temperament i niewyczerpaną energię. Żadnego z nich nie można było spuścić z oka, a jeśli już się to zdarzyło, konsekwencje były praktycznie zawsze. Powyrywane kwiaty z ogródka sąsiadów, wysmarowana oliwą ściana domu, restauracyjne wyposażenie wyrzucone w krzaki, o zdartych kolanach, guzach wielkości śliwki na czole itp, nie wspominając. Rzadko więc braliśmy wolne od opieki nad tymi łotrami. Dzieliliśmy się jak mogliśmy by, gdy jedno ma oko na całą trójkę, drugie mogło choć chwile odpocząć, ale najczęściej oboje zajmowaliśmy się wszystkimi. Tak było i prościej i bezpieczniej. Na szczęście nasz duży dom dawał wiele możliwości do różnorodnych zabaw, a pogoda sprzyjała spędzaniu większości dnia na zewnątrz.

Od trzech dni obowiązuje nowy, a jednak bardziej stary rytm. Są przede wszystkim dodatkowe domowe obowiązki. Nie tylko rozpakowywanie i układanie naszych rzeczy, ale i segregacja tych mniej i bardziej potrzebnych. Zachowanie względnego porządku na małej przestrzeni jest też zdecydowanie trudniejsze niż zachowanie jej w sporych rozmiarów domu. Co chwile potykamy się o porozrzucane na podłodze rzeczy, plątające się pod nogami mniejsze lub nieco większe dzieci, a w międzyczasie próbujemy zrobić jeszcze coś do jedzenia. Wszystko to trwa dłużej niż powinno, bo co chwilę ktoś ma niecierpiącą zwłoki sprawę lub zwyczajną potrzebę bliskości. Sytuacja jest dodatkowo utrudniona, a to dlatego, że od trzech dni wstajemy między 4 a 5 rano. Taki tryb wprowadziły nasze dzieci. Jedyny plus, że koło 20:00 cała trójka kładzie się spać.

23.03, Warszawa, fot. Anna Świostek

Kiedy wracaliśmy samolotem z Delhi do Polski kreśliliśmy z nadzieją scenariusze nadrobienia filmowych braków. Netflix, HBOGO, VOD, setki możliwości. Na dzień dzisiejszy obejrzenie choć fragmentu pozostaje w sferze marzeń. Gdy tylko z pionu przechodzimy do poziomu, kompletnie odpadamy. Tylko dzięki temu, że jednak te 6-7 godzin przesypiamy no i wypijamy każdego dnia litry kawy, udaje nam się w miarę normalnie funkcjonować. Przez pierwszy okres po powrocie daliśmy dzieciom dyspensę na oglądanie bajek. Chcemy jak najszybciej mieć ogarnięte to co trzeba, by za chwilę móc jak najwięcej im z siebie dać. Tym bardziej, że gdy minie to całe koronawirusowe szaleństwo, wszystko wróci raczej do normy- czyli my do pracy, a dzieci do przedszkola i żłobka.

Żyjemy w piątkę w dwóch światach. W głowach i w sercu ciągle mamy Indie, za oknem- Polskę. Nie smakuje nam polskie mleko, wolimy indyjskie, najchętniej to z 6% zawartością tłuszczu. Obżeramy się za to kiszonymi ogórkami i kwaszoną kapustą, których tak bardzo tam nam brakowało. Nie budzi nas dźwięk rowerowej trąbki zwiastującej nadejście świeżego pieczywa. Na szczęście nasza przyjaciółka Ania, zadeklarowała się przywozić nam regularnie dobre, polskie chleby. Wczoraj rano po raz pierwszy czekały na nas na wycieraczce. W zamian, zostawiliśmy pare indyjskich, podarków, których zapach wypełnił całą klatkę schodową.

23.03, Warszawa, fot. Anna Świostek

Gutek odmawia siadania na polskim nocniku, chce swój pomarańczowy, indyjski. Zośka tęskni za przyjaciółmi stamtąd. Franka z ogromną ciekawością odkrywa kolejne kąty warszawskiego mieszkania. Jak dotąd większość swojego życia spędziła tam a nie tu, więc wszystko jest dla niej nowe. Smaki również. Kiszony ogórek póki co nie cieszy się największym uznaniem, ale ponieważ udało się pożyczyć od koleżanki krzesełko do karmienia, wierzymy, że teraz dużo łatwiej będzie nam szło rozszerzanie diety.
Ulubioną zabawą dzieciaków jest jak na razie siedzenie w wannie, imitującej albo basen albo ocean, w którym jeszcze niedawno godzinami przesiadywali. Niestety i ta zabawa, bardzo szybko wymyka nam się spod kontroli. Szczegóły jednak pominiemy.

Jeśli macie niedosyt opowieści o tym jak wyglądały nasze ostatnie godziny w Indiach, długa droga do Polski, a także pierwsze godziny warszawskiej kwarantanny, oglądajcie dziś Dzień dobry TVN. Około godz. 11.10 coś tam opowiemy. Jak nam dzieci oczywiście pozwolą.

6 myśli na temat “Pięcioosobowa kwarantanna na 64m2

    1. Zobaczyłam filmik. Takie połączenie z tv to chyba fajny przerywnik podczas kwarantanny, choć przypuszczam, że przygotowania trwały dłużej, niż wywiad. Zdradźcie, co zrobiliście z dziećmi? Chętnie skorzystam z Waszych pomysłów podczas home-office.

      Polubienie

      1. Przygotowania trwały od 4.30 rano ,kiedy to dzieciaki się obudziły. Próbowaliśmy ich tak bardzo zmęczyć, żeby tuż przed godz. 11 ucięły sobie małą drzemkę. Były klasyki gatunku- łaskotanie, podrzucanie, bieganie, tor z przeszkodami, itd. Franka odpadła już koło 10, baliśmy się, że obudzi się dokładnie na łączenie, ale na szczęście zrobiła to 10 minut później. Gutek usnął przez telewizorem na podłodze 5 minut przed tym jak weszliśmy na antenę. A Zośka jak gdyby nigdy nic oglądała w pokoju obok swoją ulubioną bajkę zajadając się rodzynkami 😉

        Polubienie

Dodaj odpowiedź do cieniewiatru Anuluj pisanie odpowiedzi